Dzień dobry!
Pogoda nas dziś nie rozpieszcza, więc na poprawę humorów i dzisiejszego nastroju, przedstawiam Wam kolejny rozdział nadchodzącej lipcowej premiery.
"I'm a babysitter" Anity Rafalskiej.
Mam nadzieję, że zaciekawiłam Was poprzednim fragmentem :)
Rozdział 2
KEITH
–
Hej, myszko, co słychać? – Obudził mnie telefon od Drake’a.
– Hej. Nic specjalnego, obudziłeś mnie. –
Ziewnęłam i przetarłam oczy. – Która jest w ogóle godzina?
– Dwunasta, dlatego się dziwię, że dopiero
wstałaś.
– Która?! – krzyknęłam. Miałam dzisiaj
szukać pracy, a zamiast tego śpię do południa.
– Mam propozycję. Wpadnę do ciebie i
pojedziemy do urzędu. Tam zawsze wiszą jakieś ogłoszenia, co ty na to? Jestem
niedaleko twojego domu.
– W sumie nie mam nic do stracenia. Czekam
na ciebie. – Uśmiechnęłam się i zakończyłam połączenie.
Wstałam z łóżka dopiero pół godziny po
zakończeniu rozmowy z przyjacielem, bo kołdra była zbyt miękka, abym mogła rozstać
się z nią szybciej. Podeszłam do lusterka i się w nim przejrzałam. Nie
wyglądałam aż tak źle. Przeczesałam włosy szczotką, a następnie otworzyłam
szafę. Wyjęłam z niej białe rurki oraz czarną koszulkę na ramiączkach. Zrobiłam
lekki makijaż i słysząc z dołu głos przyjaciela i mamy, zeszłam, aby się
przywitać. Nie zauważając mnie, nadal prowadzili rozmowę. Drake zawzięcie
tłumaczył coś mojej mamie, co chwila wybuchając śmiechem. Czasami denerwowała
mnie jego punktualność. Wolałabym, aby spóźnienia zdarzały mu się częściej,
dzięki czemu miałabym więcej czasu na doprowadzenie swojego wyglądu do
porządku.
– Nie chcę wam przeszkadzać, ale chyba
musimy już iść – przerwałam im, lekko się uśmiechając, a ich spojrzenia spoczęły
na mnie.
– Hej, piękna. Czas szukać nowej roboty. –
Drake pociągnął mnie za rękę w stronę drzwi. – Pani Alex, dziękuję za ciasto! –
krzyknął do mojej mamy, gdy przekraczaliśmy próg domu.
Jechaliśmy w kierunku centrum. Pogoda
dopisywała, mój humor też był nie najgorszy. Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy
się w stronę wejścia do urzędu. Stresowałam się tym, że nie znajdę ciekawej
oferty. Od razu powędrowałam wzrokiem do tablicy ogłoszeń.
Sprzątaczka, sprzedawczyni, kierowca, pracownik
branży budowlanej…
– Keith, a opiekunka dla dziecka? – usłyszałam
głos przyjaciela, po czym skierowałam wzrok na kartkę.
– No nie wiem. Chyba się nie nadaję. Co,
jeśli to jakieś niegrzeczne dziecko? Przecież wiesz, że mam słabe nerwy, a moja
cierpliwość szybko się kończy. – Drake zaśmiał się na te słowa.
– Ale może warto spróbować? Najwyżej
zrezygnujesz. Napisali, że to facet szuka niani. – Wzruszył ramionami, a ja
głośno wypuściłam powietrze.
– Podaj mi ten numer. – Wyciągnęłam
telefon i zaczęłam zapisywać ciąg cyfr, które dyktował mi Drake. – Zadzwonię,
gdy będziemy w bardziej ustronnym miejscu.
Ruszyliśmy do pobliskiej kawiarni, w której
zwykle jadaliśmy ciasta i piliśmy cynamonową kawę. Lokal był ładny i bardzo
przytulny, o tej porze nie było tu zbyt dużo klientów. Kiedy zajęliśmy stolik,
zaraz podszedł do nas kelner. Muszę przyznać, że był przystojny. Mojemu
przyjacielowi też się spodobał, co można było dostrzec gołym okiem.
– Dzień dobry, co mogę podać? – zapytał
przystojniak, szczerze się uśmiechając.
– Poproszę kawę z bitą śmietaną i
szarlotkę. – Złożyłam zamówienie i powstrzymywałam śmiech, bo Drake był w innym
świecie. Dałabym sobie rękę uciąć, że w tym momencie wyobrażał sobie igraszki z
pracownikiem kawiarni.
– Ja to samo. – Uśmiechnął się Drake. – I
na deser twojego penisa – dodał, kiedy kelner już odszedł.
Nie mogłam nie wybuchnąć śmiechem.
– Boże, Keith. Widziałaś, jaki był gorący?
Totalnie na mnie leciał. – Przyjaciel skrzyżował ręce, patrząc na mnie z rozmarzeniem.
– Z całą pewnością. – Uniosłam brwi i
cicho się zaśmiałam. – Dobra, chyba czas zadzwonić.
Wyjęłam telefon z torebki, po czym
wybrałam odpowiedni numer. Zanim nacisnęłam zieloną słuchawkę, zastanowiłam się
nad tą decyzją jakieś dziesięć razy.
Cóż,
raz się żyje.
Jeden sygnał, drugi, trzeci…
– Bill Stuart, w czym mogę pomóc? – usłyszałam
rzeczowy głos mężczyzny.
– Dzień dobry. Dzwonię w sprawie pracy
jako n-niana – zająknęłam się, bo naprawdę się stresowałam. To była moja
szansa.
– Pani imię i nazwisko?
– Keith Wilson.
– Dobrze. Patrząc na grafik szefa, myślę,
że jutro o godzinie trzynastej będzie pani mogła przyjść na rozmowę. –
Sympatyczny rozmówca poinformował mnie o terminie spotkania. Na początku
myślałam, że to numer osoby, która poszukuje opiekunki, jednak mężczyzna był
najwyraźniej tylko jego pracownikiem.
– Dobrze, a gdzie mam się zjawić? –
zapytałam, a w tym czasie kelner przyniósł zamówienie. Zapatrzyłem się na Drake’a,
który rozbierał wzrokiem mężczyznę w bordowym fartuszku. Z trudem
powstrzymywałam śmiech.
– Wie pani, gdzie znajduje się Morgan
Corporation?
– Oczywiście. – Uniosłam brwi, zaskoczona.
To była jedna z największych firm w Nowym Jorku. Dlaczego właśnie tam miałam
mieć rozmowę o pracę?
– Świetnie. Proszę zjawić się o
trzynastej. Gdy powie pani sekretarce swoje nazwisko, skieruje panią we
właściwe miejsce. Dziękuję za rozmowę, do widzenia.
– Dziękuję, do widzenia. – Gdy się
pożegnałam i rozłączyłam, odetchnęłam z ulgą.
Nie było aż tak źle, jak się spodziewałam.
– Wszystko słyszałem. Czyli jakiś nadziany
tatuś szuka mamusi dla swojego dzieciaczka? Ciekawe. Może zostaniesz jego żoną?
– Na słowa Drake’a szeroko otworzyłam oczy i wybuchnęłam śmiechem.
– Twoja wyobraźnia potrafi zdziałać cuda.
Jest jeszcze opcja numer dwa: jest stary i obleśny, a jego dziecko jest tak
rozpieszczone, że zrezygnuję z pracy po jednym dniu – odpyskowałam.
Po dwóch godzinach byłam w domu. Drake
oczywiście musiał jeszcze kupić kilka rzeczy w galerii, jak to on. Nigdy nie
potrafił pójść na miasto i wrócić bez chociażby nowych skarpetek. Ja
zdecydowanie nie lubiłam robić zakupów w sklepach stacjonarnych. Szukanie ubrań
w internecie było moim wybawieniem od spoconych ludzi i tłumów przeciskających
się między sobą w pasażu.
– I jak, córciu? – zapytała mnie mama z
troską w głosie, gdy zastałam ją na sofie w salonie. Usiadłam obok niej i
głęboko westchnęłam.
– Jutro mam rozmowę o pracę. Jeśli się
uda, będę nianią – odpowiedziałam obojętnie, bo szczerze mówiąc, nie czułam
radości z tego powodu. Po prostu nie wierzyłam w swoje możliwości. Bałam się,
że nie dogadam się z tym dzieckiem.
– Keith, to świetnie! – krzyknęła z
podekscytowaniem i od razu mnie przytuliła.
– To
jeszcze nic pewnego – uprzedziłam ją.
Nie chciałam, aby robiła sobie nadzieję,
bo mogą mnie nie przyjąć. Właściwie to nie miałam żadnych kwalifikacji. Opieka
nad młodszym kuzynem czy malutką siostrzenicą raczej nie wliczają się do
doświadczeń, które mogłabym umieścić w CV.
Po wypiciu kawy i posprzątaniu łazienki w
końcu zabrałam się za przygotowania do jutrzejszej rozmowy. Myślałam o tym, co
mogłabym powiedzieć, aby wydać się bardziej wiarygodna.
Nadszedł ten dzień – dzień rozmowy o
pracę. Nie wiedziałam, co mam założyć. Postawiłam na czarną ołówkową spódniczkę,
białą koszulkę i skórzaną ramoneskę. Nie chciałam przesadzić z elegancją, bo
starałam się o pracę opiekunki, a nie sekretarki.
Gdy wybiła dwunasta trzydzieści, byłam
gotowa do wyjścia. Biuro znajdowało się jakieś dwadzieścia minut drogi ode
mnie. Pożegnałam się z mamą, która dała mi kopniaka na szczęście. Stanęłam przed
wysokim wieżowcem i szczerze mówiąc, zawahałam się przed wejściem do budynku.
Był, jakby to powiedzieć… Za wysokie progi na moje nogi. Przeszłam przez
obrotowe drzwi, a obcasy stukały o białą
posadzkę, roznosząc echo. Rozglądałam się wokół, aż zauważyłam recepcję.
Podeszłam do kobiety, która zajmowała to stanowisko. Była ubrana w białą
koszulę, i jeśli jakiś mężczyzna chciałby ujrzeć jej stanik, bez większego
wysiłku by to zrobił, bo większość górnych guzików była rozpięta. Najwidoczniej
szef miał specjalne wymagania, przez które, szczerze mówiąc, miałam ochotę przewrócić
oczami.
Też mi dress code.
– Dzień dobry, w czym mogę
pomóc? – zapytała blondynka z uśmiechem, a jej głos był pogodny.
– Byłam umówiona na spotkanie z panem
Morganem, moje nazwisko to Wilson – odpowiedziałam recepcjonistce, czując coraz
większy ból brzucha. Chyba dopiero teraz dopadł mnie prawdziwy stres.
– Proszę jechać windą na czterdzieste
piąte piętro. Tam będzie czekał pan Stuart i zaprowadzi panią do pana Morgana. –
Skierowała mnie gestem ręki w stronę windy.
Nacisnęłam przycisk i pomyślałam, że zanim
dotrę na to piętro, miną wieki. Najwyższe mieszkanie, w którym miałam okazję przebywać,
było na dziesiątym piętrze. Obskurna kawalerka, do której w życiu bym nie
wróciła. Niestety w wieku osiemnastu lat zapragnęłam samodzielności i
uwolnienia się od mamy. Prędko wróciłam z podkulonym ogonem, gdy zorientowałam
się, że pensja z nocnych zmian w sklepie monopolowym nie wystarcza na czynsz
oraz godne życie. Mama jak to mama – przyjęła mnie z uśmiechem na ustach. Wtedy
znalazłam pracę w barze, gdzie pracowałam ponad rok. Miejsce samo w sobie było
w porządku, ale ludzie już niezbyt. Któregoś dnia Drake powiedział mi, że
szukają pracowników do znacznie lepiej prosperującego baru, w którym on sam
pracował. Zgodziłam się bez wahania.
Kto by pomyślał, że na koniec wyląduję
tutaj – starając się o pracę niani dla dziecka.
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk i
drzwi windy rozsunęły się. W pomieszczeniu ujrzałam starszego, wysokiego
mężczyznę. Miał poważny wyraz twarzy, jednak gdy mnie zobaczył, od razu się
lekko uśmiechnął, co zresztą odwzajemniłam.
– Dzień dobry. Pani Wilson? – zapytał,
przyglądając mi się dokładnie.
– Tak, to ja – odrzekłam. Chciałam sprawić
wrażenie spokojnej i ukryć stres, ale chyba mi to nie wyszło.
– Bill Stuart. – Podał mi dłoń, którą
uścisnęłam. Więc to z nim rozmawiałam.
– Proszę za mną. – Mężczyzna szedł wzdłuż korytarza, a ja podążałam za nim.
Podziwiałam wystrój całego budynku. Byłam pod wrażeniem dekoracji i ogólnego
wyglądu pomieszczeń. Widać, że prezes miał wszystko pod kontrolą. Mimo że
budynek był ogromny, wszędzie panował porządek, a pracownicy chodzili jak w
zegarku. Moje rozmyślenia przerwał głos pana Stuarta.
– Proszę chwilę poczekać, nalać sobie
wody, a ja wrócę za pięć minut i wtedy wejdziemy do gabinetu pana Morgana. – Po
tych słowach widziałam tylko, jak wchodzi do jakiegoś pomieszczenia. Zrobiłam,
co mi kazał, i grzecznie czekałam, siedząc na szarym fotelu, który, swoją drogą,
był cholernie niewygodny.
Czułam, że to będzie bardzo stresująca rozmowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz