Rozdział 2
JAY
Po powrocie do klubu od razu kieruję
się do biura. Tak jak się spodziewałem, zastaję tam Paxa. Stoi w centrum
pomieszczenia, wlepiając we mnie rozwścieczony wzrok. Niech mi tylko oszczędzi
jazd typu: Gdzieś ty się, kurwa,
podziewał?
Nie spałem przez całą noc i nie mam
ochoty na jego kazania.
Teraz mam zresztą gdzieś to, co
sobie pomyśli. Podchodzę do stolika z alkoholem, sięgam po butelkę pierwszego
lepszego trunku, po czym przechodzę obok niego i siadam na narożniku.
Kładę nogi na stolik, odkręcam
butelkę, po czym piję do utraty tchu. Ignoruję cholerne pieczenie w gardle, bo
jest niczym w porównaniu z tym, co zgotowała mi Chloe.
Odstawiam szkło na podłogę i zerkam
na Haysa, którego za chwilę ciśnienie rozsadzi od środka.
– Gdzieś ty się, kurwa, podziewał?!
– wydziera się w końcu.
Mam ochotę mu odpowiedzieć, że w
dupie, ale chcę tylko, żeby skończył tę jazdę. Potem muszę iść się wyspać.
– Siedziałem na jakimś zadupiu i
myślałem, co z nią zrobić – odpowiadam, przesuwając dłońmi po twarzy.
Pax podchodzi do biurka, rozsiada
się w fotelu. Chwyta kubek i bierze duży łyk.
– Po pierwsze, masz klub, braci.
Twój problem jest naszym problemem i rozwiązujemy go wspólnie. Po drugie, to tu
właściwie nie ma o czym myśleć. Kończymy z nią i wywozimy na bagna. Musimy
tylko chwilę odczekać, bo po wczorajszej akcji od razu będzie wiadomo, kto za
tym stoi – tłumaczy i coś automatycznie we mnie drga.
– Chcę to załatwić sam. Tak jej dam
popalić, że z krzykiem będzie wiała z miasteczka – oznajmiam spokojnie i pobieram
następną dawkę promili.
– Mhm! Dokładnie to samo mówiłem o
Preston i zobacz, jak skończyłem. Trzyma mnie za jaja i gdybym tylko zrobił coś
źle, to… – Nie kończy, tylko się otrząsa.
– Nikki nie zrobiłaby ci takiego
świństwa. Jest lojalna wobec ciebie i klubu – mówię.
Taka jest prawda. Nie wiem, co ma w
sobie ta kobieta, ale odkąd pojawiła się w miasteczku, nieźle namieszała w
naszym życiu. Tyle że zdobyła tym nasz szacunek.
Chloe? Kiedyś była temu bliska.
– Nie wierzę, że nikt z nas nie
rozpoznał Chlo – wzdycha Hays.
– To nie tak, że szukaliśmy –
prycham. – Sam widziałeś, jak się zmieniła. Kiedyś biegała w sukienkach i
klapkach. Teraz ubranie od Heatona zamieniła na gorsety. Do tego miała na sobie
tonę tapety. Tego też wcześniej nie robiła.
– Ale mieliśmy ją, kurwa, pod nosem
cały ten czas! – warczy Hays.
– Kilka razy w Sinners wydawało mi
się, że to ona, ale czasami…
– Co, do chuja, Hulk?! Dlaczego nic
nie powiedziałeś?! Jestem jak twój rodzony brat, zbierałem cię przez lata po
tym, co ci zrobiła, a teraz mi mówisz, że ją widziałeś w naszym klubie?!
– Powiedziałem, że mi się wydawało i
zazwyczaj byłem pijany – tłumaczę. – Gdybym miał pod wpływem procentów mówić za
każdym razem, że widziałem w jakiejś kobiecie podobieństwo do Chloe, nie
mielibyśmy już striptizerek.
– To prawda – prycha Hays.
– Załatwię to, serio, ale muszę to
zrobić sam.
Wstaję i podchodzę do drzwi,
zabierając ze sobą butelkę, którą mam zamiar opróżnić w samotności.
– Ach, jeszcze jedna sprawa – odzywa
się Pax. Przystaję i spoglądam w jego stronę na tyle, na ile pozwala mój już zmęczony
wzrok. – Kiedy Nikki wczoraj krzyczała, żeby cię powstrzymać…
– Mów, kurwa, bo chcę iść spać! –
warczę, a Hays drapie się po karku.
– Wszyscy słyszeli, jak do ciebie
mówi i masz teraz klubową ksywę. Hulk.
Zajebiście, a dopiero co dobrze o
niej pomyślałem. Małe pieprzone utrapienie. Nie moje słowa, tylko Paxa, ale to
święta prawda.
– Następnym razem, jak zabierzesz ją
do Sinners, nie zapomnij taśmy – oburzam się i wychodzę, słysząc śmiech Haysa.
Wchodzę do swojego pokoju, po czym
opadam na łóżko. Dopijając resztki alkoholu z butelki, zastanawiam się, na ile
sposobów mógłbym zabić Chloe.
CHLOE
Siedzę na stopniu, przed domem,
ściskając w dłoniach kubek z kawą. Obserwuję krople deszczu roztrzaskujące się
o betonową ścieżkę i powodujące, że liście drzew uginają się raz po raz pod ich
ciężarem.
Mimo że znajduję się pod
zadaszeniem, co chwilę kilka z nich muska moje nogi.
Zaciągam się zapachem świeżego
powietrza, zamykam oczy i, tak jak za każdym razem, pojawia się jego wizerunek.
Widzę wyraźnie te śliczne błękitne
oczy. Długie blond włosy okalające jego piękną twarz, choć nadal przepełnioną nienawiścią. Sylwetkę ma teraz o wiele bardziej rozbudowaną.
Ile bym dała, żeby moje myśli go
zmaterializowały, a historia miała inny bieg.
Niechętnie unoszę powieki, wiedząc,
że obraz mężczyzny, którego nadal bezsprzecznie i bezgranicznie kocham,
zniknie.
Upijam łyk gorzkiego napoju i
wspominam najgorszy dzień mojego życia.
Niecałe sześć lat temu, kiedy z
każdym kolejnym słowem cięłam jego serce na drobne kawałki, to samo robiłam ze
swoim. W momencie, gdy zatrzasnęłam drzwi przed jego nosem, chciałam
natychmiast je otworzyć i wykrzyczeć całą prawdę. Jednak to zniszczyłoby go
jeszcze bardziej. Zniszczyłoby wszystkich.
Do tej pory każdego dnia zastanawiam
się, jak wyglądałoby nasze życie, gdybym nie była zmuszona do tego, co
zrobiłam. Wierzę, że każdy dzień byłby piękny. Jestem tego pewna.
Po feralnym zdarzeniu nie minęło
dużo czasu, a już musiałam opuścić Phoenix. Rozważałam wiele opcji, ale
ostatecznie wylądowałam tutaj, w Prescott.
Kontynuowałam naukę i jednocześnie
rozpoczęłam staż w biurze Heatona. Potem dostałam umowę na stałe i życie
zaczęło się układać. Dopóki Sinners&Reapers nie postanowili otworzyć tu
oddziału.
Kiedy zobaczyłam Jaya po tak długim
czasie, moją pierwszą myślą było to, że Bóg daje nam drugą szansę. Jednak zaraz
potem przypomniałam sobie, że my nigdy nie będziemy razem. Nie możemy. Ze
wszystkich możliwych opcji wybrałam właśnie tę i tego zawsze będę musiała się
trzymać.
Wiedziałam też, że muszę jakoś tu
przetrwać i nie mogłam pozwolić sobie na powrót do domu. Przefarbowałam więc
włosy na ciemny kolor i zaczęłam robić zbyt mocny makijaż. Inaczej niż kiedy
byłam z Jayem. Czasami nosiłam okulary, które nie były mi potrzebne. Do tej
pory udawało się. Zdawałam sobie jednak sprawę, że kiedyś ten dzień nastąpi i
Jay lub inny członek klubu mnie rozpozna. Być może podświadomie tego chciałam.
Czasami zgrywanie tępej idiotki, która wszystkiego się boi, było już po prostu
męczące.
Wczoraj miałam dziwne przeczucie, że
wydarzy się coś złego. Wysłałam więc dziewczyny na weekend do rodziców i jak
zawsze pojechałam do pracy. Moje przeczucia się sprawdziły.
Gdyby nie Nikki, Jay zabiłby mnie.
Był w takim amoku…
Teraz z całą pewnością jestem na
dodatek bezrobotna, a na to nie mogę sobie pozwolić. Taniec na rurze, podczas
którego muszę się obnażać, nie jest szczytem moich marzeń i w normalnych
okolicznościach nie zgodziłabym się na to za żadne pieniądze.
Wstaję i wchodzę do domu zbudowanego
z drewnianych belek. Kocham to miejsce i leśne otoczenie. Starałam się tu
stworzyć dla nas coś w rodzaju bezpiecznej przystani.
O
ironio!
Mijam salon z szarą sofą i dwoma
fotelami, tego samego koloru puszystym dywanem oraz białym stolikiem kawowym i
komodą. W centralnej części stoi kominek.
Potem przechodzę obok krętych
schodów usytuowanych po lewej stronie. W końcu kieruję się do kuchni i
podchodzę do zlewu. Myję kubek i odstawiam na suszarkę.
Po chwili siadam przy stole, w
centrum pomieszczenia, i uruchamiam laptop, po czym sprawdzam oferty pracy. Po
długich poszukiwaniach z żalem stwierdzam, że ma nic, co byłoby w miarę blisko
i za rozsądną wypłatę. Jeśli szybko nie znajdę etatu, będę zmuszona pójść tam i
błagać, aby przyjęli mnie do klubu z powrotem.
Uczucie, jakby ktoś sypnął mi
piaskiem w oczy, powoduje, że odpuszczam sobie przeglądanie ofert.
Zamykam urządzenie, wstaję i kieruję
się do salonu. Kładę się na sofie z nadzieją, że może uda mi się choć trochę
odespać zarwaną nockę.
***
– Wstawaj!
Otrząsam się, gwałtownie wyrwana ze
snu i otwieram oczy.
Na widok mężczyzny stojącego w
pomieszczeniu, natychmiast rozbudzam się i siadam. Właściwie nie wiem, co
dalej. Zostać tak, czy uciekać.
Prawda jest jednak taka, że
chciałabym podejść do niego. Zatopić palce w jego włosach i powiedzieć prawdę.
Zakończyć lata cierpienia.
Wtedy jednak, znając powód,
nienawidziłby samego siebie. Nie mogę mu tego zrobić.
Kocham go na tyle, że jestem w
stanie do końca życia nosić ten ciężar za nas oboje. Wolę, żeby nienawidził
mnie.
Rozdział 3
CHLOE
Chcę zapytać go, co tu robi, ale nie
pozwalają mi suchość i ból w gardle.
Nachodzi mnie nagle myśl, że może
przyszedł dokończyć to, co zaczął wczoraj. Odruchowo przykładam dłoń do
posiniaczonego miejsca, jakby to miało mnie przed nim uchronić.
Drugą ręką daję mu znak, żeby
poczekał, wstaję i idę do kuchni, czując jego wzrok wbity w moje plecy.
Wchodzę do pomieszczenia i z
przerażeniem zerkam na lodówkę, a następnie w popłochu zdejmuję z niej
wcześniej przyczepione magnesami rysunki, które chowam do szuflady.
Trzęsąc się od narastających we mnie
z każdą minutą przeróżnych emocji, sięgam z górnej szafki szklankę i nalewam
wodę z kranu. Zimny płyn chłodzi moje obolałe gardło i przynosi ulgę.
Odstawiam naczynie do zlewu, opieram
dłonie na brzegu blatu i wpatruję się w widoki za oknem, właściwie w nic
konkretnego. Chcę tylko przygotować się psychicznie na to, co nastąpi.
Słyszę dźwięk uderzania ciężkich
butów Jaya o drewnianą podłogę, kiedy się zbliża. Odwracam się powoli i
ogarniam wzrokiem jego masywną posturę, opartą o ramę w wejściu.
– Czemu zawdzięczam twoje
odwiedziny? – pytam zachrypniętym głosem, nie mogąc zdobyć się na nic innego.
Blondyn mruży oczy, jakby z
niedowierzaniem i nie bardzo wiem, o co mu chodzi.
– Żeby zapytać, jak się, kurwa, masz
– odpowiada w końcu i prycha kpiąco.
Nie zasłużyłam na to, ale nie mogę
mu nawet o tym powiedzieć. Wciągam głęboko powietrze, po czym robię powolny
wydech.
– Posłuchaj mnie, Jay…
– Nie! – wydziera się i rusza w moim
kierunku.
Kiedy zatrzymuje się przede mną i
uderza pięścią w blat, a ja podskakuję przerażona jego nagłym atakiem agresji.
– Jay? – szepczę tym razem.
– Nie będę słuchał niczego, co
wychodzi z ust tak zakłamanej, bezdusznej suki!
Podczas gdy jego słowa ranią, dopada
mnie nagła tęsknota za chłopakiem pełnym radości. Tym, którego twarz na mój
widok rozświetlała się ze szczęścia. Wiem jednak, że nigdy go już nie ujrzę.
– Jay, uwierz mi, cokolwiek
planujesz, nie chcesz tego robić. Będziesz tego żałował.
Głęboki gardłowy, przepełniony złośliwością
śmiech wyrywa się z jego gardła i wypełnia pomieszczenie.
Niewidzialne sztylety po raz kolejny
przebijają moje ciało. Gdyby nie Carly i Lexi, padłabym teraz na kolana i
błagała, żeby dokończył to, co zaczął zeszłej nocy. To, po wszystkim, co przeżyłam,
byłoby łaską.
Łzy wzbierają w moich oczach i
mrugam pośpiesznie kilka razy, aby je zatrzymać.
– Ja już żałuję – odpowiada. –
Żałuję, że nie przejrzałem od razu, jaką jesteś podstępną, przebiegłą żmiją –
cedzi przez zęby, po czym podchodzi do mnie. Jest blisko, bardzo blisko. – Co
ci przyszło z tego? Hm? Pamiętasz, co mi wtedy powiedziałaś?!
– Jay... – kwilę błagalnie, patrząc
w dół.
Nie chcę pamiętać tamtego dnia.
– Pamiętasz?! – Bolesny ryk wypełnia
pomieszczenie, a w moich uszach aż dzwoni. On nadal cierpi, a ja nie mogę nic z
tym zrobić.
Jest jednak jeden szczegół. Jego
trawi ogień bolesnych wspomnień, a ja, aby uniknąć dalszego cierpienia, okryłam
się niewidzialną warstwą lodu. Jeśli tylko za bardzo się do mnie zbliży, stopię
się i nie będę w stanie więcej utrzymać sekretu.
– Pamiętam, ale nie cofnę
przeszłości. Przykro mi – odpowiadam szeptem.
– Ty słyszysz samą siebie? Kurwa?! –
Momentalnie odchodzi gdzieś. Spoglądam w górę, żeby zobaczyć, jak stół kuchenny
przelatuje przez pomieszczenie i z hukiem odbija się od ściany, a zaraz po nim
krzesła.
– Zabiłaś moje dziecko! – krzyczy rozszalały człowiek, a ja
wzrokiem ciskam w jego stronę pioruny. Nie, tylko nie to, nie zniosę więcej. – Z dnia na dzień
stwierdziłaś, że wolisz życie z jakimś bogatym gogusiem!
Nie mam już nic do powiedzenia, bo
nie mogę wyznać, że wszystko to było jednym wielkim stekiem bzdur.
– Daj mi swój numer telefonu –
rozkazuje nagle, wyjmując z kieszeni jeansów komórkę. Ton jego głosu jest już
spokojny, lecz wyczuwam, z jakim trudem się opanowuje. Ja w tym momencie jestem
zupełnie zagubiona, lecz nie chcę, żeby był znów zły. Podaję mu kolejno cyfry,
które wystukuje na klawiaturze telefonu. – Gratuluję, nadal masz pracę w
Sinners, gdyby to cię interesowało. Od jutra pracujesz w sekcji VIP i spróbuj
nie odebrać, kiedy zadzwonię.
– Ale ja… Tam dziewczyny oprócz
prywatnego pokazu…
– Ty co? Uważasz, że jesteś od nich
lepsza? – prycha nienawistnie. – Nie dorastasz im, kurwa, do pięt.
– Nie będę uprawiać seksu z jakimiś
przypadkowymi facetami. Nie będę się sprzedawać – mówię ostro. Tego już za
wiele.
– Już to zrobiłaś. – Odraza z jaką
na mnie spogląda, jest nie do zniesienia. – Nie mogę na ciebie patrzeć.
Odwraca się i wychodzi, zostawiając
mnie kompletnie rozbitą. Jeśli chciał wyrównać rachunki, to z całą pewnością to
zrobił z nawiązką i dzisiejszą rozmową, i planami, jakie dla mnie ma.
Aby się nie rozkleić, powtarzam
sobie, że mam cel, który muszę osiągnąć.
Ogarniam bałagan w kuchni i idę do
salonu po komórkę, którą zostawiłam na komodzie. Zastygam w miejscu,
przyglądając się zdjęciom w srebrnych ramkach. Z pewnością Jay nie zwrócił na
nie uwagi, bo gdyby tylko zobaczył te błękitne tęczówki, od razu wiedziałby,
kim ona jest.
Przesuwam opuszkami palców po
drobnej uśmiechniętej buźce, za którą już tęsknię i przypominam sobie, po co tu
przyszłam. Sięgam po telefon i wybieram numer Madison.
– Hej! – Podniesiony ton głosu
siostry wzbudza we mnie ponowny niepokój.
– Coś się stało? – pytam, zaciskając
palce mocniej wokół urządzenia.
– Nie. Carly z pomocą taty chciała
zrobić babeczki, więc ja z mamą mamy teraz co sprzątać. – Na beztroski śmiech
siostry moje serce mięknie. – Poczekaj, ty nie jesteś przypadkiem chora? Masz
dziwny głos.
– Tak, złapałam coś, więc
pomyślałam, że może zostałybyście u rodziców jeszcze tydzień, dopóki nie dojdę
do siebie. Nie chcę też was zarazić.
– Tym bardziej powinnam przyjechać.
– Nie! – krzyczę spanikowana, po
czym następuje cisza.
– On już wie. Poznał cię, prawda?
– Tak – odpowiadam cicho.
– Mowy nie ma, żebym tu została.
Wracamy tak, jak się umawiałyśmy.
– Nie! – Chcę jej wytłumaczyć, że to
najgorszy moment z możliwych, lecz w słuchawce słychać tylko przerywany sygnał.
HULK
Minęło kilka dni od wizyty w Sinners
i nadal nie mogę się otrząsnąć z pieprzonego szoku. Od tamtej pory byłem tam
tylko raz, żeby wpisać Chloe na listę.
Po wizycie u niej wracam do klubu i
od razu idę do baru, gdzie siedzi już Colton. On też nie ma łatwo ostatnimi
czasy. Pieprzona, krwiożercza pijawka, z którą się ożenił, zostawiła go samego
z małą Lily i zwiała z jego pieniędzmi.
– Jak leci, bracie? – pytam,
odbierając piwo od dziewczyny.
– Nawet, kurwa, nie pytaj. Dyżur za
dyżurem, w domu pieluchy, a dla klubu ledwie znajduję czas.
Nagle obaj na odgłos krzyków dochodzących z góry odwracamy głowy w
kierunku schodów.
Po chwili spoglądamy na siebie,
wiedząc już, o co chodzi.
– Do kogo to, kurwa, należy, Nikki?!
– ryk Paxa słychać w całym cholernym budynku.
Chociaż u nich wszystko jest w
normie, o ile można to tak nazwać. Nikki odwala szopkę, Pax idzie do biura
wypieprzyć z niej głupoty i przez następny tydzień jest spokój.
– Co znowu odwaliła? – pytam.
– Poszła z psem do weterynarza.
O
kurwa!
– Do tego Nolana? – Colt kiwa głową,
nie zwracając uwagi na krzyk Nikki i trzaśnięcie drzwiami.
No nieźle.
Popijam piwo, czując, że nasz prezes
się zbliża i wiem, że za chwilę będzie miał do mnie problem.
– Co, do chuja, Hulk?! – wydziera
się, stając obok. – Od kiedy zajmujesz się organizacją w Sinners?
– Potrzebuję wolnego pokoju –
tłumaczę, patrząc na niego poważnie.
– I to ma pewnie coś wspólnego z
Chloe wpisaną do tej sekcji. Masz zamiar się jeszcze męczyć, wiedząc, że tańczy
dla napalonych facetów, a potem może daje coś ekstra?
– O tym właśnie sam chciałem ci
powiedzieć – mówię, wpatrując się w butelkę przed sobą.
– Chwileczkę – wtrąca Colt. – Ona
nie będzie tańczyła dla „jakichś tam” facetów, prawda?
– O kurwa! – warczy Pax.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz